Jakiś czas temu wymyśliłam sobie, że uszyję kocyk. Kocyk musiał być oczywiście z miluśkiego polarka minky. I wszystko byłoby pięknie, gdyby moja maszyna "pokochała" minky tak jak ja.... ale ich pierwsze spotkanie nie należało do udanych :D
Kiedy po wielu wielu wielu próbach maszyna zaskoczyła, śpiewałam w myślach hymny pochwalne (serio!), pomogła zmiana natężenia nici i długości ściegu ;)
Pozostało mi jeszcze rozpracować pikowanie, bo maszyna już nijak nie chciała przeszyć ładnie warstwy minky, owaty i bawełny.... ale jeszcze to rozgryzę :D - w tym kocyku ręcznie przeszyłam narożniki, aby wypełnienie nie przemieszczało się podczas prania.
4 komentarze:
Och, minky. Uwielbiam ;) Mam ochotę wypróbować wersji w różyczki, jest przepiękna. Pozdrowienia!
O, tej w różyczki jeszcze nie widziałam... ile jeszcze rzeczy przede mną do odkrycia :D. Również pozdrawiam
Szalejesz;) musimy sobie kiedyś zrobić spotkanie szyciowe;)
Ola - ja zawsze chętna!!! To jak już będziemy sąsiadkami to daj znać - zapraszam :D
Prześlij komentarz